Wychowanie dziecka i ekologia
- jkczarna
- 2 mar 2024
- 12 minut(y) czytania

Włożę kij w mrowisko, a co i wypowiem się na temat wychowania dzisiejszych dzieci oraz trochę opowiem trochę o tym, jak powoływanie na świat dziecka nie jest zbyt eko.
Nie zna się, ale się wypowie-jak to mogą niektórzy o bezdzietnych powiedzieć. Ja tak oczywiście nie uważam. Nie sądzę, że nie powinnam się o tym wypowiadać, bo nie jestem matką i że nie zdaje sobie sprawy, jak to jest naprawdę, bo tego nie doświadczyłam. Mam przecież oczy, widzę i czytam, uszy, by słuchać, jak to jest z tym wychowaniem i wysuwam pewne wnioski, które tu opiszę.
Kiedyś gdzieś przeczytałam jakim ogromnym wyzwaniem jest wychowanie dziecka. Z jakimi problemami borykają się rodzice. Pamiętam, że opisany był przypadek małżeństwa mającym jedno, już nastoletnie teraz dziecko. Zdecydowali się na jedno, bo już ono dało im nieźle w kość i nie byli gotowi na kolejne takie starcie. Chociaż za ich decyzją na pewno stało również wiele innych aspektów. Opowiadali, że ciągle są jakieś problemy. Najpierw bunt-dwu, trzy, czterolatka. Potem idąc do podstawówki, wcale nie jest lepiej. Dojrzewanie to już jest hardcore!
I czekanie na ten moment, kiedy w końcu będą mogli odetchnąć i będzie dobrze, jakoś nie nadchodzi, a problemy z nastolatkiem są jeszcze większe niż z małym dzieckiem, jak to mówią „małe dziecko mały problem, duże dziecko-duży problem”. Czytam, że trud wychowania widać było po ich twarzach. Zmęczenie i wypalenie malowało się na twarzy. To twardy orzech do zgryzienia jednym słowem i ciężkie doświadczenie, na które nikt nie jest w pełni gotowy.
Niestety, w opowieściach rodziców, czy to na forum na Facebooku poświęconym psychologii i wychowaniu, czy to na Instagramie gdzie mamy pokazują swoje macierzyństwo, czy w opowieściach znajomych-często widzę skrajności. Bombardują mnie treści z jednej strony pięknego, sielankowego i łatwo przychodzącego rodzicielstwa, w szczególności macierzyństwa, które daje ogrom satysfakcji i spełnienia, a z drugiej strony widzę, jak dziecko często staje się powodem problemów, kłótni, rozstań-i to, że staje się „centrum świata” rodziców, którzy nie widzą nic poza nim i jego spełnianiem potrzeb. To smutne.
Nie mam zbytnio wzoru rodzicielstwa zbilansowanego. Mam za to wyrobiony obraz rodzicielstwa skrajności, ale to też jest dla mnie odmiana, którą chciałam poruszyć tu na blogu. Dotychczas widziałam same dobre strony w byciu rodzicem, macierzyństwo polukrowane, łatwe, proste i przyjemne, które wykreowałam w swojej głowie, oglądając właśnie Instagramowe czy Tik tokowe mamy, które tak je, właśnie przedstawiały. To szokujące jak złudny może być przedstawiany i wykreowany często obraz takiego macierzyństwa. Takie mamy pokazują wyreżyserowany przez nie kilkusekundowy filmik lub zdjęcie uśmiechniętego dziecka z medalem w ręku. Nikt nie chce pokazywać, że chwilę wcześniej takie dziecko płakało i darło się na cały dom. Że po raz dziesiąty w tym miesiącu chodzi z gilem po kolana. Że matka po całym dniu batalii z własnym dzieckiem, robi właśnie ręczne pranie, zanosząc się płaczem z bezsilności. I potem niektóre osoby zaczynają postrzegać macierzyństwo właśnie jako piękne i proste, a to kłamstwo. I powód do późniejszych zazdrości. Większość ludzi chce pokazywać swoje życie w taki, a nie inny sposób-że jest fajne, proste, pełne przygód, wygodne i szczęśliwe, w każdej sferze. A to wykreowana rzeczywistość, to tylko chwila, którą pokazują w ciągu całego, ciężkiego dnia. Dlatego, gdy dane było mi zobaczyć, że bywa również okrutnie ciężkie, problematyczne i przytłaczające był to dla mnie trochę szok, jakbym uderzyła głową w tę przysłowiową ścianę. Otworzyły się moje oczy na to, jakie faktycznie może być, chociaż to jest również skrajność. Zauważam jednak pomału taki trend, w którym kobiety w ciąży czy świeżo upieczone mamy coraz częściej Są zawiedzione, że nikt wcześniej im o tym nie powiedział, jakby to była jedna wilka tajemnica, dlatego edukują i uświadamiają inne kobiety. To miła odmiana słuchać jak to jest naprawdę oby takich kobiet i mężczyzn, przybywało.
Na pewno są gdzieś otaczające mnie w środowisku kobiety, dla których macierzyństwo to spełnienie całego życia. Że macierzyństwo przychodzi im łatwo i czerpią z niego pełnymi garściami, bez obawy powiększają swoją rodzinę, bo jest przecież tak fajnie mieć więcej dzieci! - ja takich nie znam (śmiech). Znam za to takie kobiety, które marzyły tak jak ja w sumie, o zostaniu matką wielodzietnej rodziny. Ja nią nie zostałam z wiadomego powodu, ale inne znajome, które miały i nadal mają tę możliwość, zatrzymały się na jednym bądź dwójce dzieci. I powiedziały, dość. Warsztat zamknięty.
Niewątpliwie miało tu ogromne znaczenie finansowe zaplecze. Dziecko generuje ogromne koszta. Kiedyś czytałam, że wychowanie jednego dziecka do osiemnastego roku życia, pochłania trzysta tysięcy złotych, dane są już nieaktualne, bo z dwa tysiące dwudziestego drugiego roku, dziś kosztuje, jak możemy się domyślić, więcej. To ogromne pieniądze.
Gdy dziecko ma problemy, edukacyjne czy zdrowotne, koszta są jeszcze większe.
Nim dziecko się przecież urodzi, to już generuje pewne koszta. Wyprawka dla niego, wizyty u lekarzy przyszłej mamy, czasem nawet specjalistów. Dodatkowe badania, to nieraz wydane tysiące złotych. Fajnie, jeżeli ktoś ma na tyle dużo pieniędzy, że i tak tego nie przelicza, ale w momencie zajścia w ciążę często wychodzi o ilu rzeczach, nie mieliśmy pojęcia i ile to zaczyna kosztować. Jesteśmy pokoleniem, gdzie dominuje konsumpcjonizm, chcemy zapewnić temu dziecku wszystko, na start kupujemy milion różnych akcesoriów, a to również kosztuje. Gdy dziecko rodzi się chore, a lekarze specjaliści i różnorakie badania kosztują krocie, zaczynamy to liczyć i okazuje się, że nie są to małe pieniądze. I ja to również zauważyłam.
Myślę, że kiedyś było łatwiej wychować dziecko pod tym względem. O wielu rzeczach, zaburzeniach czy wielu chorobach nie miało się pojęcia, ludzie byli w pewnym stopniu spokojniejsi, nie leczyli tego. Jak na przykład spectrum autyzmu. Kto jeszcze trzydzieści lat temu o tym słyszał? Szczególnie na wsi. No urodziło się takie dzieciątko, nieco inne, po prostu taka jego natura. I żyło sobie tak, ze swoimi rówieśnikami, ale nikt zbytnio na to nie zwracał uwagi, takie po prostu było. Nikt o tym, że coś jest nie tak, nie mówił dookoła więc i się o takich przypadkach nie słyszało. Nie to, że ich nie było i teraz magicznie po szczepieniach dzieci zapadają na autyzm. Po prostu nikt nie wiedział, że takie coś jest i że takie bądź inne zachowania odbiegają od normy i trzeba to leczyć, nie było nawet ku temu odpowiednich narzędzi. Leczenie autyzmu jest bardzo kosztowne i trwa całe życie. Dlatego, jeżeli zauważymy jakieś niepokojące nas zachowania w małym dziecku, proponuję działać. Lepiej skonsultować to ze specjalistą w tej dziedzinie i usłyszeć, że wszystko jest okej i na zaś się martwiliśmy, niż czekać, aż samo przejdzie i żeby okazało się, że przegapiliśmy coś na tyle, że teraz będzie ciężej, by wypracować inne zachowania. To tak na marginesie.
Kiedyś wydaje mi się, że było po prostu łatwiej, ale świat ciągle się zmienia, my się zmieniamy, więc nie ma co oczekiwać, że będzie tak jak było kiedyś. Każde pokolenie mierzyło się z innymi problemami, innym sposobem wychowania swoich dzieci. Dzisiejsze wychowanie jednak nieco mnie denerwuje i nie do końca je rozumiem. Mimo że jest to tak zwane „rodzicielstwo czułości”, czyli świadomych rodziców, wyedukowanych pod względem zachowań swoich dzieci i ich korekty, którzy wsłuchują się w potrzeby swojego dziecka na każdej płaszczyźnie, to przytłacza mnie jak nie raz te dzieci, wchodzą na głowę tym dorosłym i jak stają wyżej od nich w hierarchii.
Te bezstresowe wychowanie często odbija się później czkawką. Dzieci stają się okrutne, dla rodziny i dla swoich rówieśników. Celowo potrafią zadawać ból z pełną satysfakcją, a rodzic nie reaguje, a jak już nawet w jakiś sposób zareaguje, to często nie przynosi to efektu i dziecko ma gdzieś, co mówi rodzic. Dzieci często przeszkadzają innym, domagają się ciągle uwagi i manipulują dorosłymi. Są głośne i często niewychowane.
Przykład: na wizycie u lekarza, czekając na swoją kolej, dziecko grało w jakąś grę na telefonie. Tak się irytowało, ekscytowało i darło, że nie słyszałam własnych myśli, wzrok innych ludzi wywracał się w kierunku tego dziecka i jego rodziców. Gdy recepcjonistka zwróciła uwagę tym rodzicom, by zrobili coś, by dziecko było trochę ciszej, matka oburzyła się i z gębą do recepcjonistki jak śmie zwracać jej uwagę? Że jest niewychowana i się czepia, bo dziecko uwalnia emocje i się dobrze bawi. Pomyślałam, ona niewychowana? No nie sądzę.
I takie przypadki zdarzają się częściej. Oczywiście zwrócić komuś uwagę, to obraza majestatu rodzicielskiego. Nic nie można powiedzieć.
Dzieci zachowują się więc w rezultacie bardzo źle, mimo że to jest przecież nasza wspólna przestrzeń i nie każdy ma ochotę słuchać rozwrzeszczanego dziecka i nie czuje się z tym komfortowo. Nie mówię, że ma siedzieć w miejscu nieruchomo i cichutko, ale niech będzie na tyle kulturalne i grzeczne, żeby nie przeszkadzało innym ludziom.
Dzieci bardzo stanowczo egzekwują swoje prawo do zakłócania spokoju innym ludziom. Niestety. No ale taki mamy świat, jakim go tworzymy. Dziś rodzicielstwo to oddanie się dziecku w pełni. Zaspokajanie jego potrzeb na każdej płaszczyźnie. Rodzice całe życie układają pod to dziecko. Czytałam, że żyjemy w czasach pajdokracji, czyli władzy dzieci. To one rządzą dorosłymi i pod nie układamy swój świat i cały dobowy rytm dnia.
Idealnym tego przykładem jest Król Maciuś Pierwszy, każdy go zna. Jest jednak znacząca tu różnica, mimo smutnego końca książki bohater powieści Janusza Korczaka wprowadza w swoim kraju wiele pozytywnych reform, zaś niestety rządy dzieci w domu nie mogą się skończyć niczym szczęśliwym.
„Pajdokracja ma również swoje szczególne miejsce w pedagogice, ponieważ może odnosić się do sytuacji, gdy mimo rządów osób starszych to potrzeby dzieci stoją na pierwszym miejscu. Co prawda, można by rzec, że większość rodziców posługuje się tym stylem wychowania, jednakże warto uściślić, że chodzi raczej o dążenie do budowania indywidualności dziecka, zamiast uczyć go także współpracy z innymi w społeczeństwie. W efekcie dziecko ma wyraźnie rozbudowane „ja”, jednak nie potrafi odnaleźć się w życiu społecznym. Zaspokaja się jego potrzeby i życzenia, ale nie uczy, że prawa i poglądy innych także są ważne. Jeśli potrzeby dziecka stoją zawsze na pierwszym miejscu, a rodzice chuchają i dmuchają na nie, chroniąc przed wszystkimi problemami i spełniając wszystkie kaprysy, dziecko nie jest w stanie rozwijać się prawidłowo. Każdy młody człowiek musi wiedzieć, gdzie leżą wyraźne granice – choćby i po to, ażeby powoli niektóre przekraczać w okresie buntu. Jeśli nie ustali się granic, dziecko tak naprawdę będzie uważało, iż wolno mu wszystko – a z racji na fakt, że dorastający młody człowiek pozwala sobie systematycznie na coraz więcej, jego pomysły mogą zaszokować najbardziej nieskłonne do szoku osoby.” czytam w magazynie kobiety.pl
I to jest smutna prawda. Obecnie wielu rodziców pragnie swoje dzieci wychowywać bezstresowo – warto się jednak zastanowić, co to oznacza. Czy brykające w restauracji dzieci, ich deptanie po kocach i ciałach turystów na plaży albo awantury w samolotach i autobusach należy uznać za normalne i nie reagować? Nie – dziecko powinno wiedzieć, że w miejscach publicznych należy się zachowywać spokojnie i grzecznie, żeby nie wyrosło na samolubnego, egoistę, a to niestety często jest pomijane i w rezultacie dzieci wyrastają na takich małych egoistów.
W rezultacie dorośli mają dla siebie coraz mniej przestrzeni, odpoczynku w codzienności, bo ta zawładnięta została przez małych księciów skupionych na zaspokajaniu tylko własnych potrzeb.
Jest jeszcze coś, co razi mnie po oczach okropnie. Jest to moment, w którym mam ochotę wyjąć pasa, uderzyć w dupkę i patrzeć czy równo puchnie. Zaśmiecanie środowiska. I to nie tylko przez dzieci, ale i sporą grupę dorosłych także. To, jak mamy gdzieś ekologię, jak nie umiejętnie i w rezultacie bezowocnie edukujemy na ten temat swoje dzieci. Jest żenująca.
Mieszkam w dużym mieście, ale na jego obrzeżach i mam niedaleko siebie pola i tzw. poligon tak nazywają go miejscowi. Jest to teren wojskowy, na którym żołnierze wykonują różne ćwiczenia od czasu do czasu. Gdy ich nie ma, chodzę sobie w pobliżu tego terenu z psem. Jest tam cicho, jest też dużo zieleni i drzew, myślę, że był tam kiedyś sad, bo drzew wiśniowych i orzechów, czy krzewów dzikiej róży i głogu jest sporo, a pomiędzy nimi leży sterta, powiększających się śmieci. Codziennie dochodzi coś nowego, dzieciaki tam się bawiące zostawiają taki syf, że nóż się w kieszeni otwiera. I nie pomagają tabliczki, by nie zaśmiecać środowiska, nie pomaga to, że chodzę i często zabieram te śmieci, bo to pojawia się od nowa. Nie wiem, czy oni robią sobie tam bazę i jedząc, zostawiają ten plastik czy butelki, czy co się tam dzieje, że tyle tego tam jest. Nie raz widziałam tam dzieci kręcące się w okolicy, ale za rękę ich nigdy nie udało się złapać, a szkoda. W pobliżu pól, na które również chodzę z psem leży za to milion butelek tzw. małpek i puszek po piwie. Nóż się w kieszeni otwiera na ten widok.
Każdy z nas ma ogromny dług ekologiczny na karku. Dotarliśmy do takiego momentu, w którym ludzie wyczerpują WSZYSTKIE zasoby naturalne w ciągu pierwszych miesięcy roku, jakie planeta jest w stanie odtworzyć w ciągu CAŁEGO roku. W zeszłym roku już w maju wykorzystaliśmy wszystkie te zasoby, potem żyliśmy już na kredyt. I z roku na rok ten czas się skraca.
Zaciągamy taki kredyt klimatyczny, że nasze dzieci będą go słono spłacać. Sukcesywne uczenie małych dzieci prawidłowych nawyków, by dbać o planetę z szacunkiem, bo to ona jest naszą żywicielką, jest ogromnie ważne. My dorośli powinniśmy jednak zacząć również w tym samym momencie od swojej edukacji i wyrobić dobre nawyki, bo dzieci w dużej mierze naśladują i uczą się od dorosłych. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak możemy tak zaśmiecać środowisko, mimo że przecież nasza świadomość jest znacznie większa niż kiedyś.
Jaki świat pozostawimy następnym pokoleniom? Jałowy i brudny. Każdy ma przecież wpływ na to, jak wygląda jego otoczenie. To ludzie gotują sobie sami taki los na ziemi, jaki nas czeka w przyszłości, a nie maluje się on kolorowo. Idzie wiosna, więc to idealny moment na remanent w głowie i swoim otoczeniu. Wiosną najłatwiej jest zacząć. To dobry czas, by podjąć wyzwania, do których Cię serdecznie zapraszam.
Dzień bez samochodu-wyznacz przynajmniej jeden dzień w tygodniu, w którym nie skorzystasz ze swojego auta. W pozostałe dni tam gdzie możesz, docieraj pieszo, rowerem bądź komunikacją miejską. W Polsce ponad 40% dzieci jeździ do szkoły autem, mimo że do szkoły nie mają tak daleko. Brak ruchu, przejście tego kilometra do szkoły, powoduje, że dzieci mają niedostateczną ilość ruchu, a to również przyczynia się do otyłości. Wiesz, że w Wiedniu do niektórych szkół rodzice nie mogą przywozić swoich dzieci autem? To taki program miasta, które chce do dwa tysiące dwudziestego piątego roku zmniejszyć liczbę przejazdów samochodami. Co więcej, jako ciekawostkę powiem Ci, że dziesięć kilometrów bez auta równa się osiemset sześćdziesiąt oszczędzonych kilogramów dwutlenku węgla i czterdzieści! Uratowanych drzew.
Na spacerach nie ignoruj śmieci. Bądź wyczulona/wyczulony na to. Podnoś śmieci, puszki, butelki, plastik, papierki, szczególnie w lesie, parku czy nad wodą. Chodź, nie należą do ciebie, właśnie ty możesz zrobić z nimi porządek. Wystarczająco dużo ludzi jest na to ślepa. Pamiętaj o siatce, bierz ją na spacery, będziesz mógł/mogła spakować w nią śmieci.
Segreguj śmieci. Oddzielnie trzeba składować, papier, metale i tworzywa sztuczne, szkło, odpady bio i odpady zmieszane. Nawet jeżeli w kuchni nie masz tyle miejsca, by ustawić wszystkie te kosze, możesz sobie poradzić. Nie szukaj wymówek, tylko rozwiązań. Do papieru możesz użyć jakieś pudełko, bądź tekturową torbę, ja tak robię! I zostawiam w korytarzu, aż nazbiera się cała zawartość papieru i wyrzucam. Szkło trzymam osobno albo w szufladzie. Można też na szafce na balkonie. Rozwiązań jest kilka. Najczęściej jednak ja daję im drugie życie, potrzebne są mi na przetwory (śmiech) Plastik zawsze zgniataj. Zaoszczędzisz sporo miejsca.
Będąc na zakupach, zaopatrz się w materiałową, wielorazową reklamówkę na owoce czy warzywa. Nie bierz tzw. "zrywki". Zrywki używamy średnio dwadzieścia pięć minut, a rozkłada się ona czterysta lat. Bananów to ja wcale nie pakuję, luzem też ważę marchew, por, seler itp. To, co pakuję w worek wielorazowy to jabłka czy sałatę.
Przeglądnij swoją szafę. Nie kupuj co chwila nowych ubrań, lekko uszkodzone, zanoś do krawcowej, polecam też zakup ubrań z drugiej ręki, jest tyle fajnych stron, gdzie można kupić takie ubrania, jak choćby Vinted.pl. Produkcja ubrań uwalnia do atmosfery ponad miliard ton gazów cieplarnianych, to więcej niż samoloty. Jak już kupujesz coś nowego, polecam kupować rzadziej, a dobrej jakości. Wełna, len, jedwab albo włókna roślinnej celulozy, z których są wykonane, a potem wyrzucane na śmieci, rozkładają się bardzo szybko pół roku, rok oczywiście te, które nie są sztucznie barwione. Dla porównania poliester niemal pięćset lat. Dodatkowo uszycie jednej koszulki pochłania uwaga siedemset litrów wody, a do produkcji ubrań ze zwykłej bawełny wykorzystuje się osiem tysięcy rozmaitych środków chemicznych.
To małe kroki do zmiany, ale warto spróbować zastosować w życiu te wskazówki, bo są one naprawdę ważne i mają znaczenie. Jeżeli chcemy zmiany, zacznijmy od siebie i edukujemy oraz zwracajmy uwagę innym ludziom, którzy śmiecą.
Ważnym tematem który teraz również poruszę będąc w temacie ekologii i etyki, to spojrzenie na bezdzietność z punktu dobra dla planety. I jak wielki wpływ przeludnienie ma na nasze środowisko. Mimo że w Polsce trąbią o tym, jak z roku na rok mniej przybywa dzieci, to w skali całego globu problem przeludnienia jest olbrzymi.
To jak niektórzy ludzie traktują naszą ziemię, matkę-która nas żywi i bez której nie przetrwamy, nasuwa mi myśl, że humanitarnej jest, nie decydować się na dziecko. To jak potężny jest kryzys klimatyczny, jak duże jest przeludnienie na naszym globie i to jak zła jest wróżba życia w przyszłości, skłania mnie do stwierdzenia, że powołanie na świat dziecka jest samolubne i egoistyczne. Dla własnych pragnień powoływanie na świat nowych pokoleń, by ich życie było coraz trudniejsze, niepewne i mało bezpieczne, jest niczym innym jak egoizmem. Rozumiem więc osoby, które kierując się dobrem dla naszej planety, nie decydują się na dzieci, by między innymi oszczędzić im cierpienia i zadbać przy tym o kondycję środowiska.
I ja to w pełni rozumiem.
To, jaki wpływ na naszą planetę mają dzieci, jest ogromny. Każde pokolenie pogłębia już i tak poważny kryzys klimatyczny, jak: utrata różnorodności biologicznej, zmiana klimatu, wylesianie, niedobór wody i żywności, zanieczyszczenie powietrza i ziemi, a także ogromna konsumpcja, która z pokolenia na pokolenie jest jeszcze większa.
Dzieci są nieekologiczne. Rezygnacja z wydania dziecka na świat zaoszczędzi 58,6 ton emisji CO2 rocznie! Czytałam, że tylko rok życia malucha powoduje emisję CO2 na poziomie odpowiadającym codziennemu prowadzeniu auta przez 24 lata. To szokujące.
Coraz więcej ludzi nie chce mieć dzieci, uważają to za nieodpowiedzialne. Nie wiemy jaką przyszłość sobie i dzieciom przecież zgotowaliśmy. Patrząc jednak na ponure prognozy, nie zapowiada się optymistycznie. Brak wody pitnej, susze, ekstremalne zmiany klimatu, okropną jakością powietrza, którą nie da się oddychać-to już się dzieje na naszych oczach i co rok zmienia się na gorsze. Naukowcy są zgodni: niebawem będziemy świadkami zniszczenia wszystkiego, co kochamy, a główną przyczyną będzie brak prawidłowych i stanowczych działań mających na celu poprawę naszego klimatu.
Mimo że decyzja o posiadaniu bądź nieposiadaniu dzieci to indywidualna decyzja każdego z nas, to musimy zdać sobie sprawę, jaki to generuje dla nas dług ekologiczny. To jest naprawdę proste do zrozumienia. Więcej ludzi to większe zapotrzebowanie przemysłowe m.in. na produkcję żywności, a to z kolei bezpośrednio powiązane jest ze wzrostem emisji dwutlenku węgla, jaki dostaje się do atmosfery. To więcej zanieczyszczeń.
Dlatego rozumiem i popieram stwierdzenie, że rodzicielstwo nie jest zbyt ECO. Rację mogą mieć ci, którzy uważają, że powoływanie na świat nowego życia w dobie kryzysu klimatycznego jest kolejnym ciosem dla naszej planety. Daj znać, co Ty o tym sądzisz.
PS: Jeżeli znasz jakąś książkę, bądź obszerny artykuł, poświęcony właśnie temu tematowi, daj znać! Chętnie przeczytam, bo temat jest naprawdę ciekawy. Napisz do mnie tu na blogu bądź Instagramie (nazwa: niedzietna).
Komentarze